Nie ma co owijać w bawełnę – to był najgorszy sezon w kilkunastoletniej karierze Leszka Kuzaja. Najpierw niespodziewane rozstanie ze Skodą, a później kilka nieudanych występów w Mitsubishi. Czterokrotny mistrz Polski otoczony liczną grupą wiernych kibiców nadal czuje radość z jazdy i – być może – w przyszłym roku wróci do rajdów na stałe. Jednak, jak sam przyznaje, wszystko musi mieć silne podstawy, bo zabawa w partyzantkę już go nie interesuje. Rozmawiał: Wojciech Garbarz
Zdjęcia: Arkadiusz Bar
WRC: Śledząc twoje posty na Facebooku, widać u ciebie huśtawkę nastrojów – od rezygnacji poprzez euforię. Czy rzeczywiście jest tak, że tylko dzięki wsparciu kibiców nadal chce ci się stawać na głowie, aby organizować start w kolejnym rajdzie?Leszek Kuzaj: Tak się składa, że zawsze byłem ograniczony, jeśli chodzi o pokazywanie swoich emocji. Poza tym nigdy nie byłem zbytnio komunikatywny w mediach internetowych. Facebook trochę to zmienił, bowiem okazuje się, że społeczność, która otacza mój profil, jest cudowna. Rzeczywiście, po tegorocznej Barbórce nic mi się nie chciało i za pośrednictwem Facebooka postanowiłem opisać rozgoryczenie, które mi towarzyszy. Chwilę później moja córka w SMS-ie poprosiła mnie, abym sprawdził, co się dzieje na moim profilu. Gdy tam zajrzałem, od razu poprawił mi się humor. Stąd ta huśtawka nastrojów, o której wspomniałeś.
Rajd Barbórka. Co tym razem nie zagrało?Dosłownie wszystko. Cztery dni przed rajdem byłem jeszcze pewny, że wystartuję Subaru. Celowo nie pisałem o tym na Facebooku. To miała być niespodzianka dla moich wiernych kibiców, którzy wsparli mnie przed Rajdem Polski. Tymczasem jak grom z jasnego nieba spadła na mnie informacja, że samochód nie zostanie przygotowany na czas. Gdy się o tym dowiedziałem, postanowiłem odpuścić. Później jednak powiedziałem sobie – „Spróbuję jeszcze raz”. Wyciągnąłem z garażu swoje treningowe Evo IX, które na ostatnią chwilę zostało jakoś tam poskładane. Już na pierwszym oesie po dosłownie kilkuset metrach rozleciały się obie pompy hamulcowe. Wtedy wiedziałem, że to już koniec. Po prostu nie chciałem niczego robić na siłę i po raz kolejny rujnować swojego wizerunku, na który pracowałem tyle lat.
To był najgorszy sezon w twojej kilkunastoletniej karierze?Z pewnością tak. Starałem się jak cholera, ale nic mi nie wychodziło. Niekiedy właśnie tak jest, że robisz wszystko, aby było dobrze, a kończy się to klapą. Tak właśnie było w tym roku. Gdy dowiedziałem się, że zakończył się program Skody, wyciągnąłem notes z telefonami, spakowałem walizkę i ruszyłem w tournee po Europie. Postanowiłem odświeżyć dawne kontakty i spróbować stworzyć coś nowego. Wtedy właśnie pojawił się zupełnie nowy program grupy R4, który bardzo mnie zainteresował. Na papierze wyglądało to imponująco. Bo czyż jest coś wspanialszego niż odchudzona o 100 kg N-ka z zupełnie nowym zawieszeniem i całą konstrukcją mocowaną na uniballach? Niestety, ten pomysł zupełnie nie wypalił. Gdy otrzymaliśmy kit R4, wysłaliśmy go do testów i efekt był taki, że po 500 km wszystko rozleciało się w pył. Podobnie było na Rajdzie Polski, który okazał się katastrofą.
Mówiąc o kicie R4, masz na myśli Mitsubishi. A próbowałeś swoich sił w Subaru?Tak. Na początku sezonu zbudowaliśmy również Imprezę R4. Trzeba przyznać, że w przypadku Subaru kit R4 wygląda znacznie skromniej, niż ma to miejsce w Mitsubishi. Tyle tylko, że produkt przygotowany przez Ralliart Italy to kompletne nieporozumienie. Oczywiście, Lancer ma mocniejszy silnik, ale trakcja Imprezy to bajka. Są to chyba pozostałości po tych wszystkich sezonach spędzonych w Imprezie. Ja po prostu czuję się w Subaru jak w domu.
To trochę dziwne. W połowie 2008 r. bardzo narzekałeś na ten samochód.Tylko że Impreza z 2008 r. w porównaniu z samochodem, który był dostępny już nawet rok później, to dwa zupełnie inne światy.
Wróćmy do tematu Skody. Jakie były kulisy twojego rozstania z Fabią S2000?Dokładnie rok temu przed świętami wszystko było na dobrej drodze. Miałem zapewnienie od grupy sponsorskiej, że projekt będzie kontynuowany. Zresztą w założeniu miał on trwać przynajmniej przez dwa sezony. Tylko wówczas miał on jeszcze jakikolwiek sens pod względem biznesowym. Trzeba bowiem pamiętać, że zakup samochodu kosztującego 300 tys. euro leżał po mojej stronie. Na początku lutego, gdy do Lotosu zostały już tylko trzy tygodnie, pojechałem na spotkanie z moimi sponsorami. Byłem przekonany, że jadę podpisać nowy kontrakt, a tymczasem zostałem odprawiony z kwitkiem. Okazało się, że Castrol, który był finansową lokomotywą projektu Skody w RSMP, wycofał się ze sportów motorowych praktycznie na całym świecie.
W 2010 roku miałeś walczyć o mistrzostwo Polski, tymczasem niemal cały sezon był dla ciebie pasmem nieszczęść. Co nie zagrało?Praktycznie wszystko. Generalnie cały ten projekt ze Skodą był dużym błędem w mojej karierze. Na początku wszystko wyglądało fantastycznie – pachnący nowością samochód, dwie prezentacje dla dziennikarzy, w tym jedna pod Berlinem, fajne ciuchy itd. Później jednak zaczęły się schody. Nasza Fabia miała stare amortyzatory, z którymi nie dawałem sobie rady. Mimo wcześniejszych zapewnień i starań ludzi z polskiego oddziału Skody przez cały sezon ani razu nie otrzymałem wsparcia z fabryki. Na domiar złego – w budżecie zaczęło brakować pieniędzy na rzeczy, które byłem zobowiązany zrobić.
Cały wywiad:
Przewartościowałem swoje życieŹródło: KATALOG dla kierowców / WRC - data publikacji: styczeń 2011